Od kilku miesięcy w moim domu chleb ze sklepu jest rzadkim gościem, dlatego postanowiłam przedstawić Wam uproszczoną wersję chlebka na zakwasie. Nie jest to mój przepis, dostałam go pocztą pantoflową od koleżanki mojej mamy. Muszę przyznać, że w internecie się na takowy nie natknęłam (chociaż nie szukałam jakoś dogłębnie). Przepis jest o tyle prostszy, że nie bawimy się w wyrastanie zakwasu i robienie zaczynu, a i zamiast wyrabiać musimy je tylko dobrze wymieszać. Wystarczy, że za każdym razem odłożymy trochę ciasta do słoiczka i będziemy przechowywać je do następnego pieczenia w lodówce. Dużo rzeczy robię tutaj "na oko", a przepis udoskonalam metodą prób i błędów. Chlebek za każdym razem jest inny - raz wyrośnie lepiej, raz gorzej, czasem wyjdzie też trochę "zakalcowaty". Ale jeszcze nigdy nie był niezjadliwy!
Z tego przepisu wychodzą dwa bochenki chleba i nam wystarczają one na cały tydzień (nasza rodzina jest trzyosobowa). Jeśli zdarzy mi się, że w danym tygodniu nie piekę chleba, dokarmiam swoje zakwasowe ciasto mąką i wodą (daję po 50 g). Zakwas dostałam od koleżanki mojej mamy, ale możecie oczywiście wyhodować własny - w internecie jest mnóstwo przepisów. Jak zdobędę przepis na ten, na którym piekę mój chlebek to na pewno go wstawię.
Składniki "na oko":
ok. 2/3 szkl. "ciasta zakwasowego"
6 szkl. ciepłej, przegotowanej wody
1 szkl. otrębów (wg uznania - ja używam naprzemiennie owsianych, żytnich albo pszennych)
1 szkl. nasion słonecznika lub pestek dyni
1 szkl. siemienia lnianego
1 szkl. płatków owsianych górskich (mogą być też "błyskawiczne", byle nie były to te grube)
3 łyżeczki soli
0,5 kg mąki żytniej
1 kg mąki pszennej (przeważnie nie zużywam całej)
Ciasto na chleb najlepiej przygotowywać do południa i piec wieczorem, albo przygotowywać wieczorem i piec rano, żeby miał wystarczająco dużo czasu na wyrośnięcie.
Przegotowaną wodę wlewamy do dużej miski (u mnie jest to makutra - największa jaką mam w domu) i rozprowadzamy w niej ciasto zakwasowe. W osobnej misce mieszamy razem wszystkie nasiona, otręby i płatki owsiane z mąką żytnią i solą. Wsypujemy do mokrych składników i dokładnie mieszamy drewnianą łyżką lub łopatką. Rozbijamy ewentualne grudki. Gdy mamy jednolite ciasto, wsypujemy stopniowo mąkę pszenną, mieszając za każdym razem, żeby nie powstały grudki. Ja przestaję dodawać mąkę, kiedy mieszanie ciasta sprawia mi spory wysiłek. Zależnie od mąki może być to cały kilogram, a może być np. 800 g. Ciasto nie może być zbyt rzadkie, bo wyjdzie nam zakalec albo bardzo wilgotny chlebek. I teraz bardzo ważna część, o której nie można zapomnieć - odkładamy kilka łyżek ciasta do słoiczka, przykrywamy folią aluminiową i wkładamy do lodówki.
Ciasto w misce smarujemy z góry olejem, żeby nie wyschło, przykrywamy ściereczką i stawiamy w ciepłym miejscu (np. obok kaloryfera), aż wyrośnie po brzegi. Najczęściej daję mu jakieś 8-10 godzin.
Po tym czasie przygotowujemy dwie keksówki - smarujemy je olejem lub masłem i wysypujemy mąką. Przelewamy do nich ciasto (nic nie trzeba mieszać, ani przejmować się ewentualną skorupką, która powstała na wierzchu ciasta) i posypujemy otrębami lub nasionami (wg uznania).
Piekarnik nagrzewamy do 200 stopni na grzałce górnej i dolnej. Kiedy piekłam bochenki z termoobiegiem skórka wychodziła bardzo twarda i blada. Bez termoobiegu jest brązowiutka i chrupiąca. Foremki z ciastem układamy na pierwszym poziomie od dołu. Pieczemy je przez około 1 godz. Skórka u góry powinna pęknąć. Z doświadczenia wiem, że jeśli się tak nie dzieje, to mogę spodziewać się lekkiego zakalca. Po tym czasie wyjmujemy jeden bochenek, wyciągamy go z foremki i sprawdzamy, czy się upiekł stukając w jego środek od spodu. Jeśli dźwięk jest "pusty" - chlebek jest upieczony. Jeśli nie - wkładamy go jeszcze na 15 min. do piekarnika i po tym czasie ponownie sprawdzamy. Od razu po upieczeniu wyjmujemy go z foremek i zostawiamy na kratce do ostygnięcia.
Świeżo upieczonego chlebka nie powinno się od razu rozkrawać, bo może od tego siąść, ale... nie wiem, kto ma w sobie tyle silnej woli, żeby tego nie zrobić! Co tam kalorie i bolący brzuch w obliczu roztapiającego się masła na gorącej kromce świeżo upieczonego chleba ;)
Smacznego!